Strona główna | Mapa serwisu

Wasze Miasto - Nasze Miasto > Jak liczono głosy w 2002

Jak liczono głosy w 2002

Czary mary nad urnami

25 października - to jest dwa dni przed wyborami - do redakcji przyszedł Adam K., radny poprzedniej kadencji. Wyciągnął z teczki kartę do głosowania w okręgu czwartym (Jelonki). Nie chciał zdradzić źródła jej pochodzenia ze względu - jak twierdził - na dobro osób trzecich, które mogą stracić pracę w urzędzie.

Sprawa trafiła na policję jeszcze w tym samym dniu. Policjanci z sekcji dochodzeniowej szybko ustalili, że karta, którą dysponował Adam K., posiada oryginalną pieczęć dzielnicowej komisji wyborczej. Wysłali ekipę do drukarni na Jelonkach - tej, która wydrukowała blankiety kart na zlecenie bemowskiego urzędu.

Stosowne postępowanie wszczęła prokuratura, ale do dzisiaj nie udało się jeszcze wyjaśnić, skąd i ile druków ścisłego zarachowania mogło trafić do nieoficjalnej "dystrybucji". I trudno się dziwić, skoro do końca listopada, a więc przez ponad miesiąc, nie został nawet wezwany na przesłuchanie radny, który wie, od kogo dostał kartę.

Dla kogo mandat

Po pierwszej turze wyborów kilkakrotnie wędrowaliśmy do bemowskiego ratusza, gdzie urzędował przewodniczący terytorialnej komisji wyborczej. Po co wędrowaliśmy? Chcieliśmy otrzymać oficjalne wyniki wyborów do rady dzielnicy. Próbowaliśmy dowiedzieć się również, dlaczego tak dużo było w niektórych komisjach obwodowych głosów nieważnych. Wreszcie, 4.11.2002 sprawa stała się jasna przynajmniej częściowo. Przeżyliśmy szok.

Na pytanie, czy - według przewodniczącego - karta, na której postawiono kilka znaków "X", ale przy kandydatach z tej samej listy, była uznawana jako głos ważny, Witold Dankowski odpowiedział stanowczo i precyzyjnie: "nie, taki głos był ponad wszelką wątpliwość nieważny" (sic!!!)

Poprosiliśmy przewodniczącego, aby zajrzał do ordynacji wyborczej, wskazaliśmy mu nawet stosowny zapis. Mimo to, nadal twierdził, że to on a nie ordynacja ma rację.

Mniej niż 3% nieważnych głosów w wyborach do rad gmin - taka jest średnia krajowa. Tymczasem na Bemowie były miejsca, gdzie liczba głosów nieważnych wyniosła 6 a nawet 7%.

Pierwsze, nieoficjalne informacje o wynikach głosowania wskazywały, iż w okręgu czwartym SLD ma jeden mandat - a nie, jak się później okazało - dwa, zaś PiS - trzy, zamiast późniejszych dwóch. Podobnie, jak w okręgu drugim, gdzie SLD miał najpierw dwóch radnych, PiS - trzech, a w ostatecznym rozrachunku wyszło całkiem na odwrót.

W okręgu czwartym o tym, kto zostanie radnym, przesądziło zaledwie 6 głosów. Podobnie było w okręgu drugim, gdzie liczba ta wyniosła 16. Tymczasem głosów uznanych za nieważne było odpowiednio: 366 (okręg IV) i 314 (okręg II).

Milczenie jest złotem

Mężowie zaufania oddelegowani do bemowskiego ratusza, aby obserwować pracę komisji dzielnicowej, do której spływały dane z 41 obwodów z terenu Bemowa, wnieśli do protokołu swoje uwagi. Ich treść poraża. Czytamy tam m.in., że w kilku przypadkach protokoły z obwodów były poprawiane w budynku urzędu "w ciemno" - bez weryfikowania ich ze stanem faktycznym, to jest z kartami do głosowania. W uwagach są ponadto podane numery komisji, gdzie dane o liczbie głosów, spisane przez mężów zaufania z protokołów w momencie, kiedy były dowożone z obwodów, są różne od tych, jakie potem pojawiły się w oficjalnych wynikach.

Na komisji dzielnicowej spoczywa obowiązek odniesienia się do uwag, w tym do uwag mężów zaufania. W udostępnionej nam przez urząd kopii protokołu, miejsce przeznaczone na stosowną adnotację komisji dzielnicowej pozostało puste. Dlaczego komisja postanowiła milczeć?

Jest jeszcze jeden ciekawy szczegół z pracy komisji dzielnicowej. Ostateczny protokół, jak wynika z naszej wiedzy, nie był sporządzany przez wymaganą prawem połowę członków komisji. W pośpiechu i zamieszaniu dowożono ich na Plac Bankowy, dokąd udał się wcześniej przewodniczący. Dopiero tam składali podpisy pod dokumentem przywiezionym z Bemowa - bez możliwości zweryfikowania tego, co podpisują, z materiałami i notatkami sporządzonymi przez siebie w trakcie pracy. Pozostałe dwa egzemplarze protokołu leżały w bemowskim ratuszu jeszcze przez kilka dni. Zostały podpisane, a i to nie przez wszystkich członków komisji, dopiero pod rygorem, że urząd nie wypłaci im pieniędzy za kilkudniową pracę.

Coś się nie zgadza

Według rzecznika prasowego bemowskiego urzędu, uprawnionych do głosowania było na Bemowie 81.401. Liczbę tę podano do publicznej wiadomości na około tydzień przed wyborami w "Bemowskim Informatorze Samorządowym" (oficjalny biuletyn wydawany przez ratusz).

81.273 - taką liczbę osób uprawnionych do głosowania przekazał nam pod koniec listopada tymczasowy zarząd dzielnicy - według stanu na dzień 1.10.2002.

To samo źródło podało, że liczba uprawnionych do głosowania w drugiej turze wyborów, to jest w dniu 10.11.2002 wynosiła - po aktualizacji spisu - 80.917.

Z udostępnionego nam oficjalnego dokumentu, jakim jest protokół dzielnicowej komisji wyborczej wynika, że uprawnionych do głosowania było 79.863. Różnice między danymi z protokołów komisji a tymi, które podaje urząd na podstawie swoich danych, wynoszą ponad 1.000 a nawet ponad 1.500 osób. Nie można udawać, że ich nie ma.

Tymczasem ani dzielnicowa komisja wyborcza, ani bemowski urząd, który odpowiadał za organizację wyborów, na ten niepokojący fakt nie zareagowali - chociaż kilkakrotnie wskazywaliśmy im problem.

Dlaczego ukryto błędy

Nasi dziennikarze dokładnie analizowali wyniki wyborów dla potrzeb "GAZETY". W protokole komisji dzielnicowej oraz w protokołach komisji obwodowych znaleźliśmy błędy.

Jednym z nich była liczba uprawnionych do głosowania w dniu 27.10.2002. I tak w obwodzie nr 561 (Boernerowo) wykazano w protokole komisji obwodowej 1228 uprawnionych do głosowania (kopia dokumentu w posiadaniu redakcji). W tym samym dokumencie zapisano, że udział w wyborach wzięło 1106 osób. Jako że obliczaliśmy frekwencję dla poszczególnych obwodów, natychmiast zwróciliśmy uwagę na zjawisko wręcz niewiarygodne. W tej części Bemowa (okręg I) głosowało - jeśli wierzyć protokołowi komisji - aż 90% wyborców!!!, podczas gdy we wszystkich innych obwodach okręgu frekwencja wynosiła od 32,7% do 55,1%.

Z kolei w obwodzie 594 (okręg III) nijak nie chciała się zgodzić liczba głosów nieważnych.

Te oraz inne nieprawidłowości kilkakrotnie sygnalizowaliśmy Witoldowi Dankowskiemu - przewodniczącemu komisji terytorialnej oraz urzędnikom: Robertowi Wójcikowi i Markowi Bojanowiczowi (odpowiadali za prawidłowe przeprowadzenie wyborów na Bemowie).

W obecności dwojga naszych dziennikarzy jeszcze 4.11.2002 Marek Bojanowicz, sekretarz bemowskiego urzędu, rozmawiał z Witoldem Dankowskim o konieczności poprawienia wskazanych przez nas błędów. Z jakichś powodów tego nie zrobiono.

Ile nas jest

Kilka lat temu lansowany był pomysł, aby Bemowo było samodzielnym miastem. Na użytek tych ambicji policzono mieszkańców i okazało się, że bemowian jest już dobrze ponad 100 tysięcy.

Przed tegorocznymi wyborami samorządowymi, kiedy trzeba było ustalić, ilu radnych będzie w dzielnicy, a jest to liczba uzależniona od liczby mieszkańców (proszę nie mylić z liczbą wyborców), coś się z bemowską populacją porobiło niedobrego i gwałtownie zmalała. Ze 100.000 pozostało 97.379.

Z tego powodu wybieraliśmy 23 radnych. Gdyby mieszkańców było więcej niż 100.000, jak na przykład na sąsiadującej z Bemowem Woli, radnych mielibyśmy 25 (na wyniki wyborów przełożyłoby się to tak, że dwa dodatkowe mandaty dostałby PiS).

Jakież było nasze zdumienie, kiedy usłyszeliśmy nowinę, że cudownym sposobem znowu jest nas ponad 100 tysięcy - tylko skąd, skoro tuż przed wyborami było znacznie mniej?

Jak myślisz, drogi czytelniku, co wynika z tego demograficznego cudu? Ano to, że można na Bemowie, gdyby zaistniała taka polityczna potrzeba - wybrać nie trzech (jak zastrzega Ustawa warszawska dla dzielnic poniżej 100.000 mieszkańców) lecz pięciu burmistrzów. Nie wpadliśmy na to sami. Pomysł był z entuzjazmem kolportowany w kuluarach kilku pierwszych powyborczych sesji. A co z radnymi? Czyżby dwóch należało teraz dokooptować na podstawie wyników odbytego głosowania? Albo zrobić wybory uzupełniające?

A może raczej trzeba poszukać i ujawnić tych, którzy na własną rękę - poza prawem i wolą wyborców - próbują dokonywać wyboru lokalnych władz, dostosowując ich skład do potrzeb własnych i do interesów partyjnych?

***

Dla lokalnej społeczności Bemowa nie jest, tak naprawdę, ważne, które z politycznych ugrupowań zyskało, a które straciło w wyniku opisanych przez nas nieprawidłowości w wyborach do rady dzielnicy. Najistotniejsze jest, aby dobrze funkcjonowały mechanizmy demokratyczne. Jednym z takich mechanizmów są wybory samorządowe. Nie mogą być fikcją.

Apelujemy do nowo wybranych radnych, aby wnikliwie zajęli się sprawą. Służymy bogatą dokumentacją, którą chętnie udostępnimy.

Nasz apel wydaje się szczególnie ważny wobec pogłębiającej się apatii społecznej, która wyraża się coraz niższą frekwencją wyborczą oraz wobec rosnącej niewiary, że mieszkańcy mogą mieć wpływ - poprzez akt głosowania - na lokalne życie.

Hanna Grodecka

Skomentuj ten artykuł

 

napisz do nas
Autorzy strony nie są w żaden sposób związani z dziennikarzami Gazety Lokalnej Warszawa Bemowo, Życia Warszawy ani Rzeczpospolitej - wszystkie artykuły są cytowane wg. podanych źródeł.