Strona główna | Mapa serwisu

Wasze Miasto - Nasze Miasto > WTBS - gdzie nasze mieszkania!?

WTBS - gdzie nasze mieszkania!?

Happy endu chyba nie będzie
JAKUB OSTAŁOWSKI JACEK KRZEMIŃSKI (Rzeczpospolita) 06 grudnia 2002
 
Na mieszkania w upadłej przed rokiem spółce Warszawskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego dziesiątki osób wpłaciły po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Teraz wiele wskazuje na to, że nie odzyskają nawet połowy tych pieniędzy. Stracić też mogą pozostali wierzyciele. Tymczasem zamieszani w tę sprawę wysocy urzędnicy nie ponieśli dotychczas żadnych konsekwencji. Historia spółki Warszawskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego sięga 2000 roku.
To wtedy gmina Warszawa Bemowo przekazała WTBS (mającemu poparcie bemowskich radnych SLD i gminnego zarządu) bez przetargu i po preferencyjnej cenie 80-arową działkę pod budowę mieszkań. Działkę wyjątkowo atrakcyjnie położoną, niedaleko centrum i tuż obok ogromnego parku rozciągającego się wokół Fortu Bema. Warszawskie TBS stworzyło dwóch ludzi: Grzegorz Augustynowicz i Andrzej Wyszyński, powiązany z bemowską lewicą i będący wówczas członkiem komisji budżetowej Rady Gminy Bemowo. Nikt z gminnych władz nie sprawdził, że Augustynowicz miał już wtedy na koncie kilka spraw związanych z TBS w innych częściach Polski. Kasa opustoszała W zamian za preferencyjną cenę działki WTBS miało dać tanie mieszkania ludziom wskazanym przez gminę. I gminna komisja mieszkaniowa, której szefował wówczas wiceburmistrz Józef Borowski, kierowała kolejne rodziny do WTBS.
Gmina miała też reprezentanta w radzie nadzorczej tej spółki. - Gdyby do WTBS nie kierowała nas gmina, w życiu nie wchodzilibyśmy w tę inwestycję - mówią poszkodowani. - Gmina była dla nas gwarantem, że ta firma jest w porządku. Okazało się jednak, że gminne władze narobiły bigosu. Ludzie wpłacili pieniądze na mieszkania, budowa miała ruszyć, ale nie ruszała. - Przestraszyło mnie to, chciałem odzyskać wpłacone pieniądze i zwróciłem się o interwencję w tej sprawie do władz gminy - mówi jeden z byłych klientów WTBS. - A burmistrz Sikorski, wiceburmistrzowie Pawełczyk i Borowski zapewniali mnie, że wszystko jest na dobrej drodze, że budowa ruszy. I tak nas zwodzili. Adam Kuć, bemowski radny: - Kilka miesięcy domagaliśmy się od zarządu gminy wyjaśnienia sytuacji w WTBS. Zarząd nie chciał tego zrobić. A gdy w końcu zdecydował się na jakieś działania, było już za późno. Wyszło bowiem na jaw, że na koncie WTBS nie ma ani złotówki i budowy jednak nie będzie, bo nie ma z czego jej finansować. Wpłacone przez ludzi pieniądze zniknęły. Gminna opozycja podniosła larum. Burmistrz Sikorski tłumaczył się: - Nasza czujność została uśpiona. Bemowscy radni zdecydowali o przyjęciu ludzi poszkodowanych przez WTBS do gminnego TBS Bemowo. W praktyce oznaczało to, że gmina przyjmie ich do swego Towarzystwa Budownictwa Społecznego i wyłoży za nich pieniądze na wkład mieszkaniowy (mieli je oddać po odzyskaniu środków wpłaconych WTBS).
Za tę operację trzeba było zapłacić z gminnego budżetu 2,8 mln zł. Zbliżały się wybory, więc władze Bemowa poinformowały także, że rozpoczną starania o odebranie WTBS działki przekazanej pod budowę. Choć mało kto wierzył, że zakończy się to powodzeniem. Wkracza syndyk Tymczasem, latem ubiegłego roku, Warszawskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego upadło. Wtedy okazało się, że oszukało także wielu ludzi z Nowego Dworu Mazowieckiego, którym miało wybudować blok. Niestety, blokzostał oddany za długi. Syndykiem WTBS został Ireneusz Kaczorek. Jedynym majątkiem po upadłej spółce był 80-arowy grunt w Warszawie przejęty od gminy Bemowo. Według dwóch wycen (jednej gminnej, drugiej zamówionej przez głównego wierzyciela bankruta) był wart ponad 3,5 mln zł. Gdyby sprzedać go za taką sumę, bez problemu starczyłoby na oddanie wszystkich pieniędzy wierzycielom WTBS (uznane przez sąd długi tej spółki to 3,4 mln mln zł). Stało się inaczej. Syndyk ogłosił w październiku 2002 r. przetarg na sprzedaż tej działki i ustalił cenę wywoławczą 2,5 mln zł. - Taka była wartość tej działki według rzeczoznawcy, u którego zamówiłem wycenę - mówi syndyk Kaczorek. Chętnych było dwóch, ale się wycofali. Zdaniem syndyka wystraszyły ich rozpowszechniane przez władze Bemowa informacje o tym, że starają się o odzyskanie gruntu po WTBS i każdy kto go kupi, będzie musiał się liczyć z tym, iż gmina mu go odbierze. - Zamówiłem ekspertyzę prawną, z której wynika, że gmina faktycznie mogłaby to zrobić - mówi syndyk. - Ta sytuacja prawna odstrasza kontrahentów i powoduje, że grunt po WTBS jest dużo mniej wart.
Jarosław Zastawny, główny wierzyciel WTBS, pokazuje z kolei opinię Kancelarii Prawnej Gniadzik i Bodziony. Z niej wynika, że starania gminy o odebranie gruntu są bezpodstawne (autorzy opierają swoje stanowisko na wyroku NSA i uchwale Sądu Najwyższego). To by oznaczało z kolei, że grunt można sprzedać za dużo wyższą kwotę od tej, jakiej chciał syndyk. Dziwny przetarg W styczniu tego roku, jak informuje syndyk, trafiła do niego oferta od firmy Leasing & Property Investments, która oferowała za grunt po WTBS 1,58 mln zł, o ponad połowę mniej niż kwoty zawarte w dwóch wcześniejszych wycenach. Syndyk ogłosił kolejny przetarg na sprzedaż działki za cenę nie niższą od oferowanej przez L&P. Do przetargu jednak nikt nie stanął. - Ten przetarg powinien zostać unieważniony - mówi Jarosław Zastawny, prezes firmy Por-Bud, największego wierzyciela WTBS. - Bo faktycznie rozstrzygnął się, zanim go ogłoszono, oferta L&P nie wpłynęła w przewidywanym w przetargu terminie, a potencjalni kontrahenci dostali za mało czasu na złożenie ofert. Poza tym istnieje taki zwyczaj, że jeśli wpływa tylko jedna oferta, to przetarg się powtarza.
Syndyk nie zgadzał się jednak z tymi zastrzeżeniami i podpisał umowę warunkową na sprzedaż gruntu po WTBS. Za - jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy - tyle, ile wcześniej zaoferował L&P, czyli 1,58 mln zł. Ostateczna umowa ma być podpisana dopiero wtedy, kiedy gmina odstąpi od starań o odzyskanie gruntu po WTBS. Za to odstąpienie gmina zażądała okrągłej sumki ("Rz" udało się ustalić, że jest to ok. 1 mln zł). Porozumienie między samorządem a L&P jest prawie gotowe, 11 grudnia ma je zaakceptować Rada Warszawy, a wtedy L&P definitywnie stanie się właścicielem prawa użytkowania wieczystego działki po WTBS. Szkopuł w tym, że gdy grunt pójdzie po takiej cenie, wierzyciele Warszawskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego (a wśród nich około 70 osób, które zapłaciły na mieszkania i zostały oszukane) nie odzyskają nawet połowy straconych pieniędzy. Syndyk rozkłada ręce. Przedstawiciele gminy nie widzą problemu: - Ludzie z WTBS zostali przejęci przez TBS Bemowo i tam dostaną mieszkania - twierdzą.
Oszukani klienci boją się jednak, że do tych mieszkań będą musieli dopłacić. Poza tym do TBS Bemowo nie przyjęto wszystkich ludzi pokrzywdzonych w aferze Warszawskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Poza tym są jeszcze inni wierzyciele. Cel: spekulacja? Najgorsze jest jednak to, że według zebranych przez "Rz" informacji L&P najprawdopodobniej kupuje grunt od syndyka tylko po to, żeby odsprzedać go później po dużo wyższej cenie. Na tyle wysokiej, że ten interes opłaci się nawet po zapłaceniu dodatkowego miliona złotych gminie. - Leasing & Property szukała wśród spółek deweloperskich chętnego na ten grunt, zgłosiła się z ofertą odsprzedania go do zaprzyjaźnionego ze mną dewelopera - twierdzi nasz informator (prezes jednej z większych warszawskich firm budowlanych). - I pewnie już ktoś się na tę ofertę zdecydował. L&P próbowała w przeszłości dokonywać podobnych operacji (to znaczy kupować od kogoś ziemię i odsprzedawać ją z dużym zyskiem). I co najmniej jedna z tych operacji jej się udała.
Miało to miejsce także na Bemowie. - AWANSOWALI Według dokumentu sygnowanego przez Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Warszawy, z powodu braku należytego nadzoru nad działalnością WTBS byłe władze Bemowa naraziły gminę na straty w wartości 6,6 mln zł (na tę sumę składa się wartość gruntu przekazanego WTBS i koszt przejęcia oszukanych przez tę spółkę przez gminny TBS Bemowo). Można odczytywać ten dokument jako atak polityczny, bo na Bemowie rządziło i rządzi SLD. Jedno jednak, w świetle faktów, nie ulega wątpliwości: byłe władze Bemowa są współodpowiedzialne za aferę z Warszawskim Towarzystwem Budownictwa Społecznego. Tymczasem Wiesław Sikorski, eksburmistrz Bemowa z czasów tej afery, awansował, jest teraz dyrektorem gabinetu politycznego ministra zdrowia.

Stanisław Pawełczyk i Włodzimierz Całka, byli wiceburmistrzowie Bemowa, wciąż rządzą tą dzielnicą. Józef Borowski, kolejny były bemowski wiceburmistrz, odpowiedzialny za politykę mieszkaniową, jest dziś - za akceptacją władz miejskich - dyrektorem generalnym jednego z należących do miasta TBS. - Afera z WTBS nie powstała z winy zarządu gminy. Padliśmy ofiarą niegospodarności kierownictwa tej spółki - tak dziś Borowski tłumaczy siebie i swych kolegów z byłego zarządu Bemowa. Andrzej Wyszyński, były prezes i współwłaściciel Warszawskiego TBS, także poszedł w górę. Do 4 grudnia sprawował funkcję dyrektora administracyjnego w Polskiej Agencji Prasowej.



Źródło: www.rzeczpospolita.pl/publicystyka

Skomentuj ten artykuł

napisz do nas
Autorzy strony nie są w żaden sposób związani z dziennikarzami Gazety Lokalnej Warszawa Bemowo, Życia Warszawy ani Rzeczpospolitej - wszystkie artykuły są cytowane wg. podanych źródeł.